„Współczesny” ponownie w grze…
Teatr Współczesny, "Pan Ein..."
fot: Marta Ankierstejn
Podobno nikt z nas, jakkolwiek by się starał, nie jest aniołem… Anioły ponoć krzątają się niekiedy po ziemskim padole – ze skutkiem różnym. Zaciekawieni, jak to właściwie z aniołami bywa (czy też – jak być może), mogą wpaść na Mokotowską 13 do „Współczesnego”, który już 22 sierpnia powraca do gry. Po wakacyjnej przerwie. Wznawiane
„Ludzie i anioły” (co wyniknie z ich niecodziennej anielskiej wizyty w jednym
z moskiewskich mieszkań?) rozpoczną kolejne spotkania
z publicznością.
Teatr Współczesny nie dla wszystkich okazuje się być
„Najdroższy” (to kolejny wznawiany w sierpniu tytuł), jeśli (nie mam na myśli cen biletów) uwzględniać lokowanie uczuć. Są tacy, co przedkładają inne warszawskie sceny.
„Mimo wszystko” (kolejne, już wrześniowe wznowienie, ze znakomitym duetem Maja Komorowska – Wiesław Komasa) warto pofatygować się na widownię nie tylko dużej sceny Współczesnego, ale odwiedzić też Scenę w Baraku.
„Wstyd” (to tytuł najnowszej, wrześniowej premiery) byłoby nie skorzystać.
Nie ma co tłumaczyć się czasu brakiem, trzeba łapać (
carpe diem) każdą chwilę –
„Nim odleci” (kolejne wznowienie i okazja na wieczór z wyborną parą Marta Lipińska – Krzysztof Kowalewski)… Okazja kolejna, by uzmysłowić sobie to, przed czym się niejednokrotnie wzbraniamy, wypieramy ze świadomości, czego się boimy (?) – nieuchronność ludzkiego przemijania i różnorodność barw życia (z odcieniami), z jego (istotnymi bądź istotnymi mniej) smakami... Wszystko to, co niezauważalnie przecieka nam przez palce...
Czy teatr wciąż jeszcze jest w stanie przemawiać do nas tak, byśmy coś zeń wynieśli (oprócz doraźnego uśmiechu czy refleksji, nie licząc pozłacanych papierków po zjedzonych czekoladkach), co nieco nami potrząśnie, trochę zastanowi, a głębia owego zastanowienia będzie przynajmniej odrobinę głębsza niż aktualny stan Wisły nieopodal popularnej Poniatówki? Malkontenci powiedzą: –
„Lepiej już było” (wznowienie kolejnego tytułu). Ale nie dajmy się im zwieść, gdyż – jak niesie niejedna wieść – wcale tak źle nie jest… Nie jest źle, a nawet całkiem dobrze, kiedy w teatrze (dla leniwych to ledwie parę kroków od uczęszczanego „Zbawiksu”) zobaczyć możemy aktora (grającego w nowym filmie młodego Piłsudskiego czy wcielającego się – w jednej z aplikacji – w Sherlocka Holmesa i pozostałych bohaterów Conan Doyle'a), czyli – Borysa Szyca w bułhakowowskim, arcywymownym
„Psim sercu” (też wznowienie). Aktorski popis Szyca jako towarzysza Szarikowa zasługuje na pochwały.
A iżby nadmiar najrozmaitszych doznań i emocji nie doprowadził nas do euforycznego uniesienia, przy którym – wychodząc na (nieelektronicznego) papierosa – moglibyśmy niechcący zaprószyć ogień, poleciłbym dla ochłonięcia wznowiony spektakl (wielce zgrabnie skonstruowany
i momentami przejmująco zagrany, zwłaszcza przez kreującego postać tytułową Leona Charewicza) –
„Pan Ein
i problemy ochrony przeciwpożarowej”. A w perspektywie przed nami dni, zdaje się, gorące... Na wszelki wypadek – strzeżmy się…
KKR
więcej:
Teatr Współczesny